Rano wcześnie pobudka 1.11.2009 i ruszamy w poszukiwaniu targu weekendowego chatuchak .Labirynty straganów ze wszystkim!Targ otwiera sie tylko w soboty i niedziele na obrzeżach bangkoku.Można bylo kupic tez zwierzęta.Psy w małych klatkach jak króliki po kilka sztuk setki takich klatek, pieski nie miały nawet wody,,,bardzo smutny widok.
Po kilku godzinach chodzenia w upale ktory zawsze panuje do godziny 15 postanawiamy złapać taryfe by było szybciej i dostać sie na przystań nad rzęke. Po prawie 2 godzinach okazało sie ze jestesmy nawet nie w tej czesci miasta co mielismy byc bo kierowca nie wiedzial jak tam dojechac :)Zmarnował nam tyle czasu ze juz nam sie odechialo wycieczki nad rzeke. wysiadamy i lapiemy kolejna taryfe i udajemy sie na khao san cos zjesc .Dzis troche leniwy dzien, ostania noc w bangkoku jutro lot o 10:50 na Phuket!!A więc żeganmy sie jak narazie z bangkokiem ale jeszcze za dwa tygodnie wracamy :)
Podsumowując , pobyt w bangkoku oczywiscie bardzo sie podobało , szybko upłynął czas, bangkok oceniamy jako brudny , wielki, zatloczony i dziki ale to własnie chyba najbardziej sie nam tu podoba ,ze niema takiej komercji i setek turystów jak np w Egipcie.Hotel oki,pogoda dopisała ani razu nie padał deszcz.Jedzenie tanie przykładowe ceny: 3 sajgonki ok 2zł , danie z makaronem ok 8 zł , krewetki koło 9 zł :) Ceny alkoholu jak w europie.