Na śniadanie w kazdym hotelu w którym byliśmy jest zawsze to samo.IDENTYCZNY zestaw codziennie.Nie wazne czy to hotel dwu,trzy czy cztero gwiazdkowy jeśli chodzi o wybór europejskiego śniadania to zawsze jest to samo aż do znudzenia;/
Ranek zaczełam od sesji zdjęciowej jaszurki która opalała sie przed naszym domkiem :)
Następnie udaliśmy sie na lezaki nad basen.Pierwszy raz idziemy sie opalać od przyjazdu, zero wiatru i niezbyt ciekawie..Co chwile musimy wchodzic do basenu bo słońce jest palące.
Na przekąske decydujemy sie na tajskie naleśniki sprzedawane na kazdym wózku na ulicy.Wybieramy opcje z cebula pomidorem i serem.Z czego surowej cebuli jest stanowczo za duzo!Ciasto na tajskie naleśniki jest zupełnie inne niż nasze. Są to małe kulki ,nastepnie dosłownie rzuca sie nim o blat wózka aby sie rozciągnęły , po czym kładzie na żeliwną płyte:)Są bardzo dobre, a ciasto jest chrupkie.Jeden naleśnik kosztuje około 4,50zł :)
Wieczorem byliśmy na pizzy bo tak nas coś naszło :) A potem na drinku w pobliskim beznadziejnym beach barze.Niema tu klimatycznych knajpek jak na phi phi.
Po jednym drinku zmieniamy lokal, który odkrywamy przpadkowo,jest dużo lepszy bo na samej plazy i serwują naprawde dobre drinki.Zamówilismy po MAi THAIU które były mocne i dobre.Potem Piotrek zamówił coś innego (last fisherman) ale,,.dostał identycznie wyglądającego drinka a barman twierdził ze to zupelnie cos innego,w samku tez byl taki sam:) ALe dobry więc nic nie szkodzi :)